Zjazd rodzinny raz proszę VII

Część siódma o tym, jak Prusy, trawiąc, poznaje różne aspekty słowiańskiej miłości

Goran podczas pracy czesko-polskich mechaników, zdążył obejrzeć wszystkie deseczki w płocie i niektóre nawet umieścić we właściwym miejscu, a raczej „wkopać” na właściwe miejsce. Michaela stała w oknie i paliła, z zaciekawieniem przyglądając się akcji cucenia Gilberta. Raivis wachlował Prusaka ścierką, Iwan przyniósł poduszkę pod jego głowę, Josef siedział przy nim i usiłował doprowadzić do normalnego stanu.

– Tak się reflektorem przejął?

– Wiesz… Niemcy są czuli na punkcie aut – zauważył Raivis.

Nad nimi wszystkimi z mądrą miną stał wujek Macedonia. Gilbert usiłował skupić na nim swój wzrok. Coś w jego osobie uspokajało.

– Może przenieśmy go do salonu? – zasugerował ktoś.

– Może do sypialni Oleny? – krzyknęła Słowacja z okna.

Prusom momentalnie skoczyło ciśnienie.

– Prusy jest zbyt wielkim dżentelmenem, aby przebywać w sypialni niezamężnej damy – rzucił mściwie Polska.

Gilbert podniósł się do pozycji siedzącej i poszukał Feliksa wzrokiem, żeby przekazać, co myśli o jego ocenie obecnych faktów, ale cały świat zasłaniał mu Joszka i Wania. Co za wielcy faceci… Oni nie mogli się zmieścić maluchu. Polska jak zwykle opowiadał dyrdymały. Zawsze kłamał. Z Grunwaldem też kłamał. Przetrzymał go w słońcu, a sam ganiał po krzakach z tym swoim przydupem, Bóg jeden wie, co wtedy robili. To się nie liczy.

– Już ci lepiej? – poklepał go Joszka, a Gilbert poczuł trzy mocne uderzenia w plecy. – Obiecuję, że jak tylko wrócę do domu, pojadę do warsztatu. Auto ma w końcu za sobą ponad tysiąc kilometrów, jeszcze drogi Litwy i Obwodu nie są przyjazne zawieszeniu, bez urazy.

– Ciesz się, żeś do mnie nie jechał – nieco płaczliwie powiedział Raivis, skupiony na składaniu ścierki.

– Po co byłeś na Litwie? – zainteresował się Feliks.

– Zazdrosny? – dogryzł mu Josef. – Misia chciała nad Bałtyk, a przecież u ciebie nie będę siedział, to miał być miły urlop, a nie…

Polska najwyraźniej się obraził, bo tematu nie kontynuował.

– W końcu jakoś musiałem na Waniuszkę wpaść… – Czechy pomógł podnieść się Prusom, a wujek Macedonia otrzepał mu spodnie. – Na szczęście u mnie go raczej nie ma szans spotkać. – Mrugnął do Gilberta.

Byłe NRD poczłapało skołowane z powrotem do domu. Nie mógł zebrać myśli. Za dużo na raz. W Niemczech wszystko było spokojne, powolne, przyjazne istotom ludzkim (a co ważniejsze – antropomorficznym ucieleśnieniom krajów). U Słowian wszystko się powywracało! Auto. Ładne, zgrabne auto, całkiem przyjemne, Gilbert nie wstydziłby się takim jeździć. A oni wezmą i przykleją taśmą, TAŚMĄ, reflektor… Bo wypadł! To trzeba do mechanika jechać, tak nie wolno robić samochodom… Niech sobie taka syrenka jeździ poklejona folią i gazetami, bo to nie auto, tylko autopodobne! O, krzesło…

Gilbert klapnął na swoje miejsce przy stole. W momencie pojawiła się Wojwodina i położyła przy nim szklaneczkę tajemniczego płynu. Kiedy się pochyliła, Prusy z żalem stwierdził, że dziewczyna nie ma się czym pochwalić. No tak, w końcu równina…

Wziął niepewnie naczynie i powąchał ciecz. Pachniała jak jakieś zioła. Spojrzał zagubiony na Polskę a ten wystawił kciuk do góry. Prusy zawahał się. A jeśli to się wciera… Albo płucze usta?

– Łyknij – zasugerował spokojnie wujek Macedonia.

Gilbert trochę się uspokoił i wziął spory łyk. Nie było specjalnie dobre, ale orzeźwiało.

W międzyczasie Waniuszka pojawił się w drzwiach i na kurs obrał sobie Prusaka. Gilbert głośno przełknął ślinę. Najwyraźniej uznawszy, że Prusom dość się dostało, Polska usiadł i zawołał Obwód do siebie. Chłopczyk podreptał do niego, co Gilbert przyjął z dużą ulgą. Feliks wziął dziecko na kolana. Waniuszka skierował ku niemu swoje wielkie fioletowe oczy osadzone w pulchniutkiej buzi.

– Chcesz, żeby wujek nauczył się totalnie zajefajnego wierszyka? – zapytał Polska.

Obwód energicznie pokręcił głową. Nie mrugając.

– Jak to nie chcesz?! – wykrzyknął teatralnie Feliks. – Pewnie, że chcesz. Powtarzaj za mną. Kto ty jesteś?

– Cio ty jesteś – powtórzył chłopczyk. Prusy miał wrażenie, że Waniuszka robi to tylko z dziecięcej ciekawości. Nawet w tym musiał przypominać Iwana.

– Bardzo dobrze – pochwalił Polska. – Kto ty jesteś? Polak mały! No, powtórz.

Obwód bardzo energicznie pokręcił głową.

– No Waniuszka, no! Nie bądź rasistowski cham jak ojciec, powtórz!

Chłopiec pokazał zęby i zaczął śmiać się i krzyczeć: – Nie, nie, nienienienienie!

Polska postawił go na ziemi jak najszybciej; decybele zaczynały grozić zdrowiu. Obwód pobiegł w stronę drzwi. Był w połowie drogi, gdy do salonu wrócił Rosja.

– Kto ty jesteś? – zapytał Waniuszka, czepiając się nogawki Iwana i pokazując mu zęby.

Prusy słyszał, że widok płaczącego mężczyzny jest żałosny, ale oglądanie załamanego Rosji było sceną zaiste godną politowania. Chłop tak wielki, że nie mieścił się w drzwiach i musiał się schylać, żeby nie wyrżnąć głową we framugę, siedział zrezygnowany, ukrywając twarz w dłoniach i żalił się płaczliwie:

– On mnie nie zna, on mnie nie pamięta, a ja…

Waniuszka stał przy jego nodze i patrzył na ojca bez zrozumienia. Feliks stał w kącie pokoju i chichotał. Iwana uspokoił dopiero Josef, gdy opanował rozbawienie.

– Wania, nie bądź mazgaj, Waniuszka zacytował tylko początek wiersza, co go Felek próbował nauczyć…

Jakby na potwierdzenie tych słów chłopczyk objął nogę Rosji.

– Kto ty jesteś? – zapytał z dziecięcą emfazą, po czym dodał: – Rosja mały!

Nastrój Iwana zmienił się całkowicie. Podobnie jak Feliksa.

– Czego się dotknie to spierniczy! – wrzeszczał Polska w akompaniamencie gromkiego chichotu Czech.

Ogólna wesołość minęła, bo do pokoju weszła ciocia Bułgaria. Niby nic, ale Josef i Feliks zrezygnowali z kłótni, Serbia przestał mruczeć pod nosem, a wujek Macedonia jakby w większym skupieniu przeżuwał swoje oliwki. Niby nic, ale.

Tylko Kosowo grał na komórce, a Łotwa pisał smsy.

– Dobrze się czujesz, Gilbercie? – zapytała.

Prusy bardzo starał się zignorować nieprzyjemny dreszcz, który przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Pokiwał głową, postanawiając udawać oszołomionego. Po czym zorientował się, że nie musi wcale udawać.

– Dziękuję za… – zerknął w stronę szklanki.

– Drobiazg. Receptura przekazywana z pokolenia na pokolenie, umarłego postawi na nogi.

Prusy posłał gromiące spojrzenie Polsce, który dusił się ze śmiechu.

– Lepiej nie, bo to kosztem moich ziem – otarł łzy, cały czerwony.

Czechy nie zwrócił większej uwagi na ciocię Bułgarię, co Gilbert uznał za genialną politykę. Ja nie widzę ciebie, ty nie widzisz mnie. Dyskutowali z Serbią.

Ciocia Stasia spokojnie przysiadła się do stołu i powoli obejrzała wszystkie twarze. Prusy postanowił unikać jej wzroku. Niemal namacalne westchnienie ulgi przebiegło przez pokój, gdy kobieta powiedziała:

– Z kim ty tak piszesz, Raivis?

Łotwa wyglądał dokładnie tak, jak powinna wyglądać przerażona ofiara.

– Em… Z nikim ciociu, tak tylko sprawdzam…

– Pewnie z tym palantem Estonią – wkopał go Feliks.

– On mi się wydaje bardzo miłym chłopcem – rzuciła ciocia Bułgaria. – Sumiennym i pracowitym. Szkoda, że nie mógł do nas przyjechać. Mam nadzieję, że nie czuje się poza naszą rodziną.

Rosja i Polska wymienili między sobą spojrzenia.

– Nie, nie – zapewnił Raivis. – Miał dużo spraw. Do załatwienia.

Przyszedł ratunek. Z najbardziej zaskakującej strony. Obwód kopnął mały stoliczek na lampę, który się na niego przewrócił. Waniuszka rozpłakał się. Ciocia Bułgaria natychmiast zajęła się poszkodowanym, tuląc do piersi przestraszonego chłopczyka. Iwan zaproponował, że skoczy do kuchni po sok, bo przecież wszystkie małe dzieci lubią sok.

– Nic mu nie będzie – stwierdził Goran, patrząc jak Feliks usiłuje ratować lampie życie. – Tylko się przestraszył.

Nie wiedzieć czemu, Polska uśmiechnął się złośliwie i dalej ratował lampę.

Kobieta usiadła obok Gilberta. Obwód natychmiast wyciągnął rączki w jego stronę i zaczął coś mamrotać. Prusak czuł, że pod tym gradem spojrzeń musi wziąć bachora na kolana. Tak też zrobił. Waniuszka przylgnął do niego, wtulając w koszulę zapłakane policzki.

Ciocia Bułgaria uśmiechnęła się. Feliks podłączył lampę do prądu. Działała.

– Przez ten mały wypadek prawie zapomniałam, że rozmawialiśmy – rzuciła kobieta do Raivisa. Chłopak zaczął się ledwo widocznie trząść.

– Tyle rozwodów u nas w rodzinie, dobrze patrzeć, że rośnie młode pokolenie, co na pewno umie jakoś sobie radzić w związkach – zagaiła ciocia Bułgaria. Czechy wykonał znak krzyża pod stołem tak, żeby Łotwa to widział.

– Masz może kogoś Raivisku?

Łotwa zbladł. – Nie, ciociu.

– Wiesz, że Iwan kocha wszystkich, ale do ciebie to ma jakiś szczególny sentyment.

Prusy dokładnie widział, co się dzieje w głowie Raivisa. Cholerny Obwód, wkopał mnie, a nie mi pomógł, bo ciocia Bułgaria nie mówiłaby o tym przy Iwanie, który wyszedł przez swojego cholernego synka.

Prusak mimowolnie pogłaskał usmarkanego Waniuszkę po głowie. Co za rozrywka. No i w końcu Waniuszka smarkał w marynarkę Taurysa, co da się przeżyć.

– Ale największy sentyment to ma Wania do Tasi! – krzyknął Polska. On już swoje swatanie przeszedł, mógł sobie pozwolić na takie wynurzenia.

Czechy parsknął śmiechem, Goran z wesołą miną wzruszył ramionami, a wujek Macedonia uśmiechnął się dobrotliwie. Tylko Taurys siedział ponury. No i Kosowo nadal grał na komórce.

– Tak – potwierdziła ciocia Bułgaria. – Wiem, wiem. Szkoda…

Kobieta wstała i Prusak był pewien, że opuści pokój, ale podeszła tylko do zasłon i wygładziła je. Mężczyźni niemrawo podjęli jakąś rozmowę. Raivis siedział jak na szpilkach. I miał rację, bo ciocia Bułgaria powoli, acz skutecznie, przemieszczała się w jego kierunku. W końcu, gdy stanęła nad nim, pochyliła się i wyszeptała mu coś do ucha. Gilbert patrzył, jak przerażony łotewski wzrok pada na Litwę. I robi się jeszcze bardziej przerażony.

– Nie, ciociu – tylko tyle Prusa usłyszał, bo Waniuszka zaczął się wiercić, a Łotwa mówił bardzo cicho.

– Och, rozumiem – powiedziała ciocia Bułgaria. – No jeśli jest jak brat, to jak brat. A ten, z którym te sesemesy piszesz?

Tym razem to chyba nawet w kuchni usłyszano, jak Raivis przełyka ślinę. A czerwona łuna aż biła od jego policzków. – Cio-ciociu!

– Och – kobieta przyklasnęła z uciechy. – Rozumiem, pozdrów go tam w tym sesemesie.

Wydusiwszy wszystko, co chciała wiedzieć, ciocia Bułgaria bardzo ukontentowana opuściła pokój. W drzwiach przepuścił ją Iwan, wracający ze szklanką czerwonego soku.

Rosja widząc swoją latorośl na kolanach Gilberta, podrapał się w głowę, zrobił dziwną minę i usiadł obok. Mały Waniuszka wyciągnął rączki w stronę soku, ale szklanka była za duża, więc Iwan musiał trzymać ją przechyloną, gdy Prusak trzymał Obwód.

Jak jakaś pieprzona rodzina, pomyślał Prusy, patrząc na chłeptającego Waniuszkę.

Pozostali Słowianie zaczęli bić brawo. Gilbert już chciał zacząć wrzeszczeć, żeby spadali na drzewo, ale zauważył, że biją brawo Łotwie, nie im. Najwyraźniej czekali, aż ciocia Bułgaria znajdzie się poza zasięgiem.

– Estonia będzie spał na kanapie, coś mi się widzi – zażartował Serbia.

– Powiem mu, żeby zadzwonił do ciebie – rzucił Łotwa, a czerwone wypieki wzięły w posiadanie nawet uszy i szyję. – W końcu masz w tym wprawę.

Wywołało to wybuch śmiechu Słowian Zachodnich oraz Kosowa. Litwa nadal siedział jak struty i patrzył zmęczonym wzrokiem na Rosję. Goran przybrał marsową minę i już miał powiedzieć coś najprawdopodobniej niemiłego, ale wujek Macedonia wypalił:

– Myślicie, że one tę kawę zbierają?

Sądząc po minach wszystkich, trochę zajęło im przestrojenie się na fale wujka. Jednym szło szybciej.

– Dobrze, że nie kazały nam zmywać – zamyślił się Joszka. Goran poruszył się niespokojnie. – Pamiętam jak raz za komuny ktoś komuś dogryzł. Któraś z dziewczyn wzięła to do siebie… W sumie to chyba była moja żona, tak nawiasem, i oświadczyły, że idą do ogrodu.

Waniuszka przytulił się do Prus, odwróciwszy tyłem do Rosji. Gilbert bał się spojrzeć w stronę Iwana. Raivis powoli odzyskiwał dawny koloryt twarzy.

– Ale to nie był zjazd rodzinny – rzucił Litwa, patrząc na paznokcie. – Wtedy zwalił się cały Związek Radziecki plus przyległości do mnie…

Polska podskoczył. – Faktycznie, to było u ciebie!

– Skoro już to ustaliliśmy – powiedział zgryźliwie Czechy, któremu najwyraźniej nie podobało się, że mu przerwano. – Dziewczyny poszły do ogrodu…

– Do sadu – uzupełnił Taurys. – Zjadły mi wszystkie czereśnie. Nawet te z najwyższych konarów.

– Tak, musiałem ściągać Wojwodinę z jednej gałęzi – uśmiechnął się Goran, a Prusak zmrużył oczy, bo jakoś nie mógł uwierzyć, że Serbia może się uśmiechać w tak miły sposób.

– Przy akompaniamencie różnych inwektyw, jak pamiętam totalnie – dodał Feliks. – I to wcale nie twoich, tylko Elki… Jak to pilnujesz waszej córki i w ogóle.

Waniuszka podniósł główkę i wbił wzrok w Gilberta. Prusy miał wrażenie, że przełykanie śliny jest strasznie głośną czynnością. Obok Iwan bawił się szklanką.

– No to poszły do sadu – zgodził się Joszka, a jego głos stał się bardziej dobitny. – A nam kazały posprzątać kuchnię i dopiero po tym zrobią deser. Myśmy planowali partyjkę pokera, nie?

– Nie. Kanastę – sprostował Polska.

Łotwa westchnął głęboko.

– A mnie się wydaje, że bezika – zamyślił się Kosowo.

– To takie ważne? – zniecierpliwił się Goran.

– W każdym razie – burknął Czechy – śpieszyliśmy się. Azerbejdżan mył sztućce. A mył je makabrycznie. Wsadził je do zlewu, poszurał nimi, wyjął, obtarł i wcisnął do szafki. Nasze zmywanie po ponad dwudziestu osobach ograniczyło się do dwudziestu minut.

– Jeszcze do świąt wygrzebywałem z widelców resztki mięsa – jęknął Litwa.

– Fajnie było! – Humor Feliksa był najwyraźniej przeciwieństwem humoru Taurysa.

Waniuszka zaczął się wiercić. Prusy chciał go postawić na podłodze, ale malec mocno złapał się połów jego marynarki. Kiedy udało się Obwodowi umościć nieco wyżej, wtulił główkę pod brodę Gilberta. Spanikowany Prusy zerknął na bok, ale nikt nie zwracał uwagi. Rosja najwyraźniej też wspominał zjazd na Litwie.

– Nie było wtedy Raivisa i Eduarda – rzucił podejrzliwie Taurys.

Łotwa wbił wzrok w blat stołu.

– Pewnie robili coś fajniejszego – odparł wesoło Joszka. – A my musieliśmy grać w pokera, bo Felek skarpetki postawił raz…

– Na pieniądze to my w makao graliśmy – przypomniał sobie Serbia. – Tylko kto miał za komuny pieniądze.

Prusy starał się ułożyć głowę w jakiś sensowy sposób. Przesunął niechcący nosem po włosach Waniuszki…

…znał ten zapach…

Kaliningrad. Królewiec. Königsberg. Mój Königsberg. Miejsce koronacji moich władców… Moje ziemie, moje miejsca… Dziewiąty kwietnia tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku.

Prusami wstrząsnął dreszcz. Waniuszka też poruszył się niespokojnie. Gilbert, nie mając prawie panowania nad ręką, pogłaskał Obwód i chłopczyk się rozluźnił. Znowu spojrzał na Prusaka, pokazał mu wszystkie zęby, zszedł z kolan i pobiegł na korytarz. Iwan rzucił Gilbertowi dziwne spojrzenie i podreptał w ślad za synkiem.

Prusy do tego stopnia skupił się na Obwodzie, że nie zwrócił uwagi, co dzieje się wokół niego. A atmosfera zgęstniała, nie miał pojęcia czemu, ale zapowiadała się niezła zabawa. Tym razem bez Waniuszki…

Przełknął gulę w gardle.

– Ty potrafisz tylko lizać innym tyłki – wściekał się Polska, wrzeszcząc w kierunku Czech. – I co? I Francja cię sprzedał, Austria zniewolił, Niemcy wykorzystał! Nie potrafiłeś o nic walczyć, a jak w sześćdziesiątym ósmym pokazałeś, że totalnie masz jaja i jesteś mężczyzną, to potem i tak generalnie stchórzyłeś! Łużyce miał więcej do powiedzenia niż ty!

Serbia wciągnął powietrze przez zęby.

– To polityka samozachowawcza – powiedział powoli Josef. – Instynkt samozachowawczy. Mówi ci to coś, braciszku? Czy to pojęcie jest dla ciebie całkiem obce? Mam zameczki, podczas gdy twoje leżą w ruinie, mam piękną Pragę, a ty co? Na co ci były powstania? Nie mogłeś siedzieć na dupie i czekać na Rosję, to masz za swoje! Warszawie to tak obili ryja, że nie było co zbierać.

Feliks poderwał się, wziął zamach i walnął Josefa. Prawdopodobnie celował w twarz, ale Czechy zdążył się podnieść i uderzenie przyjął bark. Następny cios Polski zawędrował gdzieś w okolice żołądka brata i tym razem Josef przeszedł do ofensywy. Z racji swojego wzrostu z łatwością walnął Felka w plecy tak, że drobne ciało praktycznie rozpłaszczyło się na jego piersi. Czechy jedną ręką przycisnął brata do siebie, blokując mu ruchy, a palce drugiej wsadził mu pod żebra. Feliks zawył boleśnie i kopnął Josefa w goleń.

Mężczyźni rozdzielili się na chwilę, by znowu do siebie doskoczyć. Polska był zwinny, Czechy silniejszy. Serbia poderwał się, ale nie wyglądał, jakby miał zamiar ich rozdzielić. Raczej obu wbić siłą rozum do głów. Josef złapał brata za nadgarstki, a ten wyrywał się z całej siły. W końcu Czechy stracił równowagę i obaj runęli na ziemię, przestawiając kilka krzeseł. Tutaj Joszka miał jeszcze większą przewagę, bo wykręcił Felkowi ręce na plecy, przycisnął go do dywanu, usiadł na nim, a Polska mógł sobie wierzgać ile chciał.

– I kto teraz jest górą, smarkaczu?!

– Przestańcie, debile dwa, cholerne! – Goran stanął nad nimi w rozkroku, szykując się do chwycenia Josefa.

Polska bluznął po łacinie, gdy do pokoju wpadł Taurys, który nieco wcześniej wyprawił się chyba do toalety, ale Prusy tego nie zarejestrował.

– Co wy robicie?! Natychmiast przestańcie, Josefie, złaź z Feliksa! Zrobisz mu krzywdę.

– Co go nie zabije to go wzmocni! – stwierdził złośliwie Czechy i zakołysał się.

Polska wygiął się w sposób niemalże niemożliwy i jego stopa trafiła Josefa w szczękę, uprzedzając rękę Gorana. Czechy poleciał do tyłu, uwalniając Feliksa, który momentalnie kopnął brata w żebra. Serbia zdecydowanym ruchem złapał Polskę w pasie i zaczął odciągać od Josefa.

– Kto by pomyślał, że Goran będzie walczył o pokój na świecie – wujek Macedonia przeżuł flegmatycznie oliwkę. Prusy spojrzał na niego lekko przerażony całą sytuacją. Dobra zabawa, to dobra zabawa, ale to już jest robienie sobie krzywdy. Jakby wyciął taki numer Ludwigowi, na pewno nie miałby się gdzie podziać.

Dobrze, że pokój był duży.

Josef podniósł się z podłogi i już miał zamiar walnąć odsłoniętego brata, gdy w pole rażenia wszedł mu Taurys. Litwa położył obie dłonie na piersi Czech i odepchnął go. W tym momencie Feliks wyswobodził się z objęć Gorana i pomknął ku bratu, zręcznie wymijając Taurysa. Znowu runęli na ziemię.

– Ja ci ryja obiję za Warszawę! – wrzeszczał Polska, siedząc na Czechach okrakiem i tłukąc go na oślep.

Josef uniósł się, złapał Feliksa i przetoczył się z nim, w związku z czym Polska znowu był na dole. Nie poddawał się jednak, bo ugryzł Czechy w rękę.

Goran zbliżył się do nich z furią w oczach.

– Cholerni wy! Macie natychmiast przestać! Bo jak psy stłukę, cholera!

– Co się dzieje? – do pokoju wszedł Iwan i uśmiechnął się po swojemu. – Bawicie się? Mogę też?

Josef z prędkością światła wstał z Feliksa i go jeszcze podniósł. Bracia zaczęli wygładzać ubrania i włosy, a Serbia spojrzał na Rosję z ukosa.

– W sumie skończyliśmy – zapewnił Czechy. – To była tylko braterska wymiana zdań.

– Właśnie – Polska podał Joszce gumkę do włosów, która zwiała od swojego właściciela w ferworze walki. Swojej nawet nie szukał.

Iwan wygiął usta w podkówkę. – Powiedzcie następnym razem, ja też chcę się pobawić.

– Sorry – Czechy machnął ręką. – Na pewno cię zawołamy.

Rosja wyszedł niepocieszony.

– Ciocia Bułgaria go nasłała? – zapytał szeptem Prusy, który zaczynał już pojmować mechanizm słowiańskiej rodzinki.

– Prawdopodobnie – zgodził się wujek Macedonia i przeżuł kolejną oliwkę.

Feliks zrobił kilka nerwowych kroków i usiadł z rozmachem na krześle. Położył ręce na stole i ukrył twarz w przedramionach. Taurys spojrzał niemiło na Josefa i zajął miejsce przy Polsce. Poklepał go delikatnie po ramieniu.

– Wy cholerni napaleńcy! – wrzasnął Serbia i kopnął krzesło.

Czechy westchnął i podszedł do brata. Pogłaskał go po głowie.

– Felek, wybacz za tę Warszawę. Przynajmniej mogłeś ją przebudować. No i przecież odtworzyłeś wszystko, to osiągnięcie na skalę światową.

– Wiem! – Polska się wyprostował.

Czechy usiadł na krześle obok. – To jesteś na mnie zły?

– Jestem – stwierdził Feliks dziecinnym tonem i położył głowę na ramieniu brata. Josef pocałował go w czoło.

– Będę musiał z tym żyć.

Polska spojrzał na niego spode łba. – Wiesz jakie ciasto przywiozłem?

– Ciasto? – Czechy zmarszczył brwi.

– Nom. Przywiozłem specjalnie dla ciebie – zapewnił Feliks. – Ciasto z borówkami. Zjesz, prawda? Ze świeżych borówek, sam zbierałem.

Josef wbił wzrok w sufit. Ciasto miało na bank białko na wierzchu. – Zjem.

Polska uśmiechnął się złośliwie i położył nogi na kolanach Taurysa.

– Wstrętny manipulator – Czechy pogłaskał ukontentowanego Feliksa po głowie.

Nagle z kuchni dobiegło zawodzenie. Sądząc po głosie, płakała Ukraina. Prusy zastanowił się, czego tym razem nie mogła znaleźć. Na odpowiedź nie musiał długo czekać.

– Nie ma śmietanki! – Wojwodina pofatygowała się, żeby im o tym powiedzieć. – Ciocia Bułgaria powiedziała, że wujek Feliks ma po nią jechać, bo go energia rozpiera, a wujek Joszka ma się zająć Waniuszką, bo jego też energia rozpiera.

Bracia zmrużyli oczy w ten sam powątpiewający sposób, Prusak aż musiał zamrugać, czy mu się nie przywidziało. W ogóle… Przed chwilą się bili, teraz się tulą… Co to ma być?! Ktoś tu chyba robi go w balona!

Feliks zrzucił nogi z kolan Taurysa i poderwał się. Raivis siedział skulony na krześle. Joszka, wzdychając, poszedł szukać Iwanów, żeby się nimi zająć. Prusy po raz kolejny poczuł się… olany. Każdy miał tu swoje miejsce i jak te śmieszne kółeczka w zegarku, działał tam gdzie musiał.

Gilbert zorientował się, że został sam z dzieciarnią, Serbią i Litwą, bo wujek Macedonia gdzieś wyparował. Taurys patrzył średnio przychylnie w stronę Raivisa. Zazdrosny?, zarechotało coś w Prusaku.

Wstał, bo stwierdził, że tu jest raczej nudno. Postanowił się posnuć trochę. I tak był zdecydowanie poza tym wszystkim. Taki stan rzeczy udawało się utrzymać, dopóki nie wpadło się na ciocię Bułgarię, ale to da się jakoś załatwić…

Feliks zaczął coś wrzeszczeć. Prusak wyszedł na werandę. No tak, polska syrenka została zastawiona dwoma autami. Ostatnie miało rosyjską naklejkę. Ma za swoje, za parkowanie antyuszkodzeniowe. Gilbert oparł się o filar. Chciał zobaczyć jak Polska prosi Nataszę, żeby przestawiła samochód. Ha!

Objaśnienia:

Biust Wojwodiny. Wojwodina jest uroczą równiną.

2 komentarze do “Zjazd rodzinny raz proszę VII

  1. Bardzo podoba mi się to opowiadanie, aż całe przeczytałem za jednym zamachem. Mam nadzieję, że będzie kontynuowane.
    Życzę dużo wany.

Dodaj komentarz